wtorek, 29 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 2



Przetarłam zmęczona twarz spoglądając na zegarek znajdujący się na nadgarstku.
No tak, przecież nigdy nie mogę być punktualnie. Zwolniłam kroku rezygnując tym samym z wyścigu z czasem , który z góry byłby skazany na sromotną porażkę.. Nie żeby tym razem spóźnienie było z mojej winy. Oczywiście profesor musiał przedłużyć zajęcia i to już nie pierwszy raz. Można by rzec, że to był jego rytuał. Fakt faktem chciał przekazać nam wiedzę, jednak mógłby mieścić się w przeznaczonym do tego czasie. Niecierpliwie tupałam nogą, czekając aż winda dotrze do parteru. Kiedy drzwi rozsunęły się jak oparzona wybiegłam z ciasnego wnętrza. Popchnęłam drzwi do klatki, które prowadziły na wolność. Szybkim rokiem podeszłam do auta wsiadając na miejsce kierowcy. Otworzyłam schowek w poszukiwaniu mojego zbawienia. Miałam w życiu tylko kilka rzeczy bez których nie mogłabym się obejść, a jedną z nich była właśnie poszukiwana paczka papierosów, którą po chwili z uśmiechem dzierżyłam w dłoni. Wyciągnęłam jednego, opakowanie odrzucając na wcześniejsze miejsce. Od kilku lat pluję sobie w brodę, że kiedyś sięgnęłam po papierosy, ale to właśnie one pomagają mi się odprężyć. Wygrzebałam  z kieszeni zapalniczkę i zaciągnęłam się dymem, który powoli wypełniał moje płuca. Odpaliłam silnik i uchyliłam okno, zyskując tym samym pewność, że moje ukochane maleństwo nie przesiąknie całkiem tym zapachem. Zerkając w lusterko wrzuciłam wsteczny i gwałtownie skręcając kierownicę wyjechałam z miejsca parkingowego. Docisnęłam gaz, chcąc jak najszybciej dostać się na umówione miejsce spotkania. Po kilku minutach szalonej jazdy, podczas której strzałka prędkościomierzu nie schodziła poniżej 180km/h, zatrzymałam się pod budynkiem.
Może nie byłam rajdowym kierowcą, ale lubiłam poczuć prędkość  podczas podróży. Taki mały pirat drogowy. Tak się dzieje, kiedy człowiek przebywa w towarzystwie ludzi pasjonujących się motoryzacją i wyścigami. Zamknęłam samochód biegiem ruszając w stronę wejścia. Machnęłam niedbale dłonią recepcjonistce, która już podnosiła się zza lady zapewne chcąc mnie przywitać. Weszłam do przestronnej sali, gdzie jakaś para ćwiczyła już na parkiecie. Kiwnęłam głową  trenerowi kierując się w stronę szatni. W bardzo szybkim tempie zmieniłam ubrania, na stopy zakładając już dość zniszczone łosiówki. Wróciwszy na salę stanęłam boku rozpoczynając rozgrzewkę, po której mogłam dopiero przystąpić do prawdziwego treningu. Jeśli chciałam dalej liczyć się w tym zawodzie musiałam ciężko pracować, nie przejmując się niezadowoleniem rodziny. Ich zdaniem mogłam osiągnąć znacznie więcej. Musiałabym tylko zrezygnować z pasji poświęcając czas na naukę. Dobre sobie. Uśmiechnęłam się zadowolona i wyrównując oddech w kilku obrotach dodarłam do Grześka. Zaśmiałam się wesoło widząc jak podnosi brew w tak charakterystycznym dla siebie geście.
- Możemy zaczynać, proszę Pana. – Wyraźnie zaakcentowałam ostatnie słowo, wiedząc że doprowadza go to do szewskiej pasji. Między nami było tylko kilka lat różnicy, więc nie widział potrzeby mówienia tych wszystkich oficjalnych zwrotów.
- Następnym razem dostanie Ci się po głowie – Prychnął niczym rasowy kociak, już bez sprzeciwu ustawiając nas w odpowiedniej pozycji. Słysząc pierwsze takty muzyki zaczęłam wystukiwać rytm na jego ramieniu, przez co obdarzył mnie grymasem. – Trzymaj ramę, a nie rozpraszaj się. – Słysząc jego marudny ton ułożyłam jedynie odpowiednio palce.Już sekundę potem musiałam skoncentrować się na muzyce płynącej z głośników. Na parkiet weszliśmy Walkiem, którym zawsze rozpoczynaliśmy ten taniec.
Uśmiechnęłam się triumfalnie kiedy poprawnie zatańczyliśmy nasz układ. Nigdy nie miałam głowy do zapamiętywania kolejnych figur i kroków – to było zadanie mojego partnera, z którego byłam bardzo zadowolona.
- I jak ?! – Zawołałam do trenera przekrzykując muzykę. Widząc dwa kciuki podniesione w górę, klasnęłam radośnie w dłonie. Podbiegłam do niego. – Trzeba coś powtarzać, czy przechodzimy do kolejnego ?
- Ćwiczycie tylko latyno, a konkretniej sambę. Po za tym jeszcze raz Volta Movement i Promenadę Run. Gubicie się w rytmie. – Słysząc jego odpowiedź wywróciłam oczami. Jak dla mnie wszystko było idealnie, ale w końcu to on przygotowuje nas do turnieju, który ma się odbyć już jutro – No panienka raz, raz ! – Krzyknął mi do ucha, palcem pokazując drugi koniec parkietu. Westchnęłam z rezygnacją i powłócząc nogami udałam się we wskazanym kierunku.– Okaż więcej entuzjazmu ! I tak wiem, że to kochasz ! – W odpowiedzi pokazałam mu jedynie środkowy palec. Może nie było to odpowiednie zachowanie, jednak traktowałam go jak brata. Ruszyliśmy wirując po sali po raz kolejny w tle słysząc głos trenera, który postanowił nam liczyć do rytmu.
- Un, Dos, Tres – Wykrzyknęłam na koniec wykonując taniec, który był połączeniu hip-hopu z towarzyskim. Wyglądało to dość dziwnie, jednak ku mojemu ogromnemu zdziwieniu zostałam obdarzona oklaskami.
- Zatańcz tak na pokazie, a odstąpię Ci swoje miejsce i będziesz moim mistrzem! – Widząc kpiący uśmiech na twarzy Krzysztofa ukłoniłam się teatralnie.
- Wedle życzenia, tylko nie miej potem pretensji, że mimo poświęcanego nam czasu nie wygraliśmy piaty raz ! – Odrzekłam naburmuszona krzyżując ręce na piersi. – Poza tym nie jesteś najlepszy, do ostatniej klasy jeszcze jedno pudło Ci brakuje . – Uśmiechnęłam się słodko i puszczając mu oczko wróciłam na miejsce, by po raz ostatni przećwiczyć kroki.
- Człowieku rusz się ! – Warknęłam na Grześka, który nie raczył się ruszyć, tylko dalej stał wymieniając uwagi z trenerem. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 23:39. Jak tak dalej pójdzie to najwcześniej będę w domu rano. Prychnęłam mentalnie, zastanawiając się jak długie kazanie czeka mnie po powrocie, bo przecież matura! Potrząsnęłam włosami, przerzucając kucyk na jedno ramię. Poruszając w rytm muzyki biodrami czekałam na właściwy takt, aby móc się oddać swojej pasji. Kiedy ruszyliśmy uśmiechnęłam się przepięknie wprawiając prawie każdy mięsień w ruch.. Zbyt dawno mnie tutaj nie było.  Jeszcze Rolle, obrót i koniec. Zatrzymaliśmy się ciężko oddychając. Popatrzyłam pytająco na mężczyznę, który nam skinął i udał się do wyjścia. Szybkim krokiem skierowałam się do szatni, chcąc zmienić obuwie. Może byłam zbyt leniwa, ale zdecydowanie nie będę marnować czasu na zmianę stroju. Osunęłam się na ławkę łapiąc po drodze butelkę z wodą. Upiłam kilka łyków w ciszy patrząc na przebierającego się przyjaciela. Nie obowiązywały nas jakieś dziwne zasady kultury – jedyną zasadą był brak krępacji we własnym towarzystwie, bo przecież na siebie nie polecimy. Cóż jakby na to nie patrzeć Gej i Heteroseksualistka się wykluczają. Przymknęłam oczy myślami oddalając się do kolejnego sprawdzianu naszych umiejętności. Obecnie znajdowaliśmy się w najcięższej kategorii – mianowicie klasie B. Wszystko było tutaj nowe. Fascynowała mnie ta świeżość. Zmieniły się nam stroje. Dozwolone były cekiny, kamienie i najróżniejsze dodatki dla partnera jak i partnerki. Style również były liczone oddzielnie, a choreografia była znacznie trudniejsza i zapewne wymagała więcej pracy i poświęconego czasu na dopracowanie jej do perfekcji. Podniosłam się wrzucając trzymaną butelkę do torby, po czy wzięłam do ręki spodnie chłopaka z kieszeni dobywając opakowanie w papierosami. Widząc jego niezadowolone spojrzenie uśmiechnęłam się niewinnie wyciągając dwie sztuki, które zapaliłam. Podeszłam do niego i włożyłam papierosa między uchylone usta czekające jakby specjalnie na tę rzecz. Uśmiechnęłam się wesoło, patrząc jak z lubością zaciąga się nikotyną. Nic nie mówiąc poszłam w jego ślady i ujmując torbę opuściliśmy pomieszczenie. Jeśli myślicie, że w budynku można było palić, to jesteście w głębokim błędzie… ale jak to się mówi : zasady są po to, żeby je łamać. Otworzyłam bagażnik, pozwalając chłopakowi wrzucić tam swoje rzeczy. Zatrzasnęłam go od razu wsiadając za kierownicę. Mrugnęłam do Grzesia figlarnie. Jeszcze kilka tygodni temu zawsze odbywała się walka, które z nas jako pierwsze tam dotrze, mimo że to ja byłam właścicielką czterech kółek. Włączyłam radio ruszając z miejsca.
- Gdzie mnie wyrzucasz ? – Spojrzałam na przyjaciela, który jedną ręką wystukiwał rytm na kolanie.
- Chciałam Cie, odwieźć do domu. No, ale jeśli wolisz to mogę cię wyrzucić przecznicę wcześniej. Tylko musisz mi powiedzieć przy jakiej prędkości. – Odrzekłam śmiejąc się.
- Zapytałbym dlaczego jesteś taka miła, ale i tak sama mi za chwilę powiesz.
- Naprawdę, aż tak łatwo mnie rozszyfrować ? – Zapytałam układając usta w dzióbek – Chodzi o to, że moi kochani przyjaciele jako prezent dali mi bilety na koncert.. więc pomyślałam, że byłbyś tak bardzo kochany i ze mną poszedł. – Odpowiedziałam patrząc na ciemnowłosego chłopaka.
- Koncert ? Jaki koncert ?
- No .. ten … tego … Mówiłeś mi ostatnio, że nawet ich lubisz. – Zatrzepotałam rzęsami robiąc słodkie oczka – One Direction. – dodałam niepewnie po kilkusekundowej ciszy, która zaczynała męczyć moje wrażliwe uszy. Jedyną reakcją, jaką uzyskałam od przyjaciela był głośny wybuch śmiechu i łzy spływające po policzkach.


aut. Coś w ramach rozweselenia ( o ile ktoś zna francuski ) :P.  Dziękuję serdecznie za komentarze Kinelly Nelly i Marchewce :)  Mam nadzieję, że ta historia będzie się Wam dalej podobać ! Odnośnie kolejnych rozdziałów będą wrzucane co 5-7 dni :)









piątek, 25 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 1


- Uciekaj ! – Usłyszałam przerażony krzyk Angeliki. Skoncentrowana popatrzyłam na dwóch zbliżających się do nas mężczyzn. Byli dziwnie znajomi, jednak nie mogłam sobie przypomnieć skąd kojarzę ich twarze.. No tak, kilka miesięcy temu przebywałam w nieciekawym towarzystwie, więc w końcu musiały pokazać się efekty zawartych w tym czasie znajomości. Niekoniecznie te pozytywne.  Z transu wyrwał mnie mocny uścisk, który poczułam na nadgarstku i lekkie szarpnięcie na chodnik, abym uniknęła bliskiego spotkania z samochodem, który zatrzymał się y piskiem kilka metrów od nas.. Spojrzałam na kierowcę pojazdu. Był to młody chłopak, około dwudziestoletni ubrany w skórzaną kurtkę z ciemnymi okularami na nosie. Cofnęłam się kilka kroków widząc jak z gracją opuszcza auto i rusza w naszym kierunku z zuchwałym uśmieszkiem na ustach.
- Zapraszam madame. – Powiedział strącając dłoń przyjaciółki. Popchnął mnie delikatnie w stronę BMW  czekającego, jakby specjalnie na moją osobę.
- Potrafię sama chodzić. – Warknęłam niezadowolona wyrywając się z uścisku. Potarłam obolałe miejsce z wyrzutem patrząc na nieznajomego. Pewnie jutro pojawią się tam siniaki. Czy byłam odważna ? Zdecydowanie nie. To kolejna maska, za którą schowałam się w tej chwili. W środku jednak bojąc się niczym mała dziewczyna zostawiona w centrum handlowym przez rodziców.
- Jeszcze możesz. – Usłyszałam ciche burknięcie. Zatrzymałam się odwracając
do mężczyzny, a moja dłoń z impetem wylądowała na jego policzku. Ups !
To z pewnością nie był dobry ruch, no ale kobiet się nie bije.  Prawda ?
Cóż z pewnością mogłam zacząć wątpić w to stwierdzenie, kiedy zostałam mocno pociągnięta za włosy i brutalnie popchnięta na samochód. Z jękiem wypuściłam powietrze, które dotychczas nieświadomie wstrzymywałam w płucach. Bałam się? Mało powiedziane ! 
- Masz szczęście, że Damian chce Cię widzieć całą, suko ! -  Wypluł z odrazą i nie siląc się już na zachowanie pozoru uprzejmości w miejscu publicznym wepchnął mnie do samochodu, a sam okrążając pojazd usiadł na miejscu kierowcy. Zdecydowanie tego się nie spodziewałam ! Czego ten kretyn mógł ode mnie jeszcze chcieć?
Pracowałam dla niego ponad rok temu, a jednak miał jakąś propozycje.
Dobre sobie -propozycje. Czujecie ten sarkazm ? 
- Gdzie jedziemy ? – Zapytałam cicho, nie chcąc narażać się na niezadowolenie mężczyzny.
- A jak myślisz słoneczko ? Ostatnia podróż.. mówi Ci to coś ? – Jego śmiech wypełnił wnętrze pojazdu. W przypływie paniki zaczęłam spazmatycznie oddychać szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki, bo przecież moje życie nie może zakończyć się tak młodo..


- Liza, wstawaj wreszcie ! – jak przez mgłę usłyszałam głos mamy. Leniwie otworzyłam jedno oko spoglądając na kobietę, która stała koło łóżka podpierając się pod boki. Pokręciła z dezaprobatą głową  odchodząc kilka metrów dalej, aby otworzyć okno. – Dziewczyno już prawie południe ! Jak tak dalej pójdzie to nie wiem jak zamierzasz zdać maturę ! Za chwilę widzę Cię w kuchni. Śniadanie masz przygotowane na stole. – Oznajmiła opuszczając mój prywatny azyl.  Jęknęłam niezadowolona nakrywając na głowę kołdrą. Może uda mi się jeszcze odpłynąć choć na kilka minut. Chociaż nie, to nie był dobry pomysł.
Przy moim szczęściu znów będę miała dziwne sny. Nie mogłam zrozumieć, czemu nawiedzały mnie obrazy z przeszłości, przecież to zamknięty rozdział w życiu.
Już się wydarzyło i nigdy nie wróci. Prosta zasada i tego się trzymajmy. 
- Elizabeth ! Zejdź na dół ! – Moje rozmyślania przerwał krzyk matki, która stała na schodach, czekając aż spełnię jej życzenie. Nie mogłam zrozumieć tej kobiety. Jakby od nauki, czy wyników egzaminów końcowych miało zależeć moje życie…
Może zależeć jedynie przyszłość, ale od chwili wytchnienia i snu przecież człowiek
nie umiera. Ziewnęłam głośno. Chcąc sprawdzić która godzina wzięłam do ręki telefon i spojrzałam na wyświetlacz. 
Jest 10 ?! No Chryste Panie, ja kiedyś oszaleję ! TO MA BYĆ POŁUDNIE ?! 
Parsknęłam zirytowana opuszczając posłanie. Nasunęłam na bose stopy kapcie
 i wyszłam z sypialni dość głośno strzelając drzwiami, aby się zamknęły. Czasami zachowywałam się jak rozpieszczona nastolatka, którą po prawdzie troszeczkę byłam. Bo niby dlaczego kiedy muszę wstać, żeby nie słuchać zrzędzenia matki za uchem to inni mogą smacznie wylegiwać się w łóżku ? Tak, dobrze myślicie ta kobieta miała niesłychany talent to szybkiego wyprowadzenia mnie z równowagi.
- Pamiętasz, że po południu idziesz na zajęcia? – Usłyszałam głos opiekunki, która pojawiła się w kuchni, żeby również zjeść śniadanie.
- Serio ? Na śmierć zapomniałam ! – Powiedziałam dość głośno przykładając dłonie do piersi w geście niedowierzania.  – Bo przecież nie mam korepetycji od ponad pół roku ZAWSZE we wtorki – Zaśmiałam się z ironią wywracając oczami. Jedyną reakcją jaką uzyskałam od mamy na to małe przedstawienie był krzywy uśmiech. Może to i lepiej, że nic nie odpowiedziała na moje prześmiewcze zachowanie. Zaoszczędziła mi przynajmniej bólu głowy. Odwróciłam wzrok za okno, gdzie sąsiad kosił trawnik w ogrodzie cicho coś podśpiewując. Można było to wywnioskować po wciąż otwierających się ustach i palcach wystukujących rytm na rączce urządzenia. Uśmiechnęłam się delikatnie widząc ile przyjemności i relaksu może dać człowiekowi tak prosta czynność.
- Rano przyszła do Ciebie poczta. – Oznajmiła kobieta podając mi kilka białych kopert, na których widniało moje imię, po czym opuściła kuchnię uprzednio wkładając jeszcze naczynia do zlewu. Przeglądnęłam je szybko : rachunki
z banków, kilka kartek z życzeniami imieninowymi i jeszcze jeden list od mojego najlepszego przyjaciela. Mój uśmiech natychmiastowo się poszerzył, kiedy
z niecierpliwością odrywałam kawałek papieru, by móc dostać się do jej zawartości. Kolejna koperta w kopercie? Jezuniu ten to ma pomysły! Pokręciłam głową z niedowierzaniu ujmując kartkę, która była również
w środku. Widniały tam życzenia :
To nie Grecja, to nie Chiny,
to są Twoje imieniny.
Zawsze zdrowy z lekarstw kpij
i beztrosko sobie śpij.
Chleb na stole, mleko w dzbanku,
dobry humor, konto w banku.
Niech głowa Ci się nie kiwa
lepiej wypij kufel piwa.
Dużo zdrowia i radości,
dużo szczęścia, nigdy złości,
mało smutku, moc miłości pomyślności!

PS Mamy nadzieję, że drugi prezent się spodoba :) !

oraz podpisy moich przyjaciół. A jednak myliłam się myśląc, że tylko Michał pamiętał o moim święcie. Zaśmiałam się cicho jeszcze raz czytając tekst. O tak takie rymowanki były naszą specjalnością. Często w święta spędzaliśmy razem kilka godzin wymyślając śmieszne wierszyki, by potem wysłać je do naszych wspólnych znajomych. Jak widać i tym razem się na nich nie zawiodłam. Kiedy przestałam szczerzyć się jak głupia wzięłam do ręki drugą kopertę w której znajdował się bilet na koncert ! Czytając nazwę zespołu otworzyłam szerzej oczy nadal nie dowierzając. Pisnęłam dziko wierzgając nogami, co oczywiście przypłaciłam silnym bólem, zaraz po tym jak moje kolano odbyło bliskie spotkanie z krawędzią stołu. Do moich oczu w szybkim tempie napłynęły łzy, co sprowadziło mnie na ziemię. Trzeba było nie cieszyć się jak jakaś wariatka. Przyłożyłam dłoń do obolałego miejsca delikatnie masując, lecz po krótkiej chwili poderwałam się z krzesła i zgarniając swoją własność popędziłam do pokoju. Wbiegając tam prawie potknęłam się o dywan, cóż począć – nigdy nie miałam wzorowej koordynacji ruchowej, no chyba że wliczamy w to taniec. Rzuciłam się na łóżko sięgając jednocześnie wolną ręką po telefon. Szybko wybrałam numer do Michała i oczekując na połączenie niecierpliwie podrygiwałam stopą.
- Słucham piękna ? – Usłyszałam wesoły głos przyjaciela, który uciszał towarzystwo z którym właśnie przebywał. Cytując dokładnie jego słowa, prośba o zachowanie ciszy brzmiała następująco : „ Przymknijcie te mordeczki, bo k*rwa Liz nie słyszę”. On i dobre wychowanie.. To się wyklucza !  Znam tylko jedną osobę, która w zdaniu potrafi zawrzeć 10 przekleństw i nie , nie jest to wiązanka składająca się z nich samych. Na dodatek, który zdrowy na umyśle facet podrywa dziewczyny tekstami typu :„ Hej lala, but Ci się rozwala”,  „ Blondyna, kto Cie dyma jak mnie ni ma” lub o zgrozo „ Cześć, fajne masz pneumokoki” – I to ma być normalna osoba, dobre sobie.
- Ty imbecylu, jak mogłeś mi nie powiedzieć, że idziemy na koncert ! – Wydarłam się do telefonu, nie przejmując się rodzicami którzy być może usłyszeli ten wrzask. Potem będę się martwić jak poinformować ich o moim wyjściu, no ale to już inna historia.
- Uuuuu.. Nasza gwiazdeczka dostała prezent ! – Ochrypły śmiech wypełnił wnętrze słuchawki, a ja mimo wszystko zaśmiałam się razem z nim.
- No, ale jak mogliście mi nie powiedzieć ? – Odparłam z wyrzutem, ignorując jego dalsze chichotanie.
- To proste jak drut – my nie idziemy na koncert. – Oznajmił i zamilkł czekając na jakąś reakcję. Momentalnie poderwałam się do siadu, nabierając głęboko powietrza.
- Co to ma znaczyć, że nie idziecie ?! – Warknęłam niezadowolona.
- Nooo, kobieto przecież dobrze wiesz.. Dlaczego nie możesz zrozumieć ? – Zapytał
z wyrzutem w głosie. – Nie lubimy One direction ! – Uśmiechnęłam się wesoło, słysząc to zdanie po raz tysięczny w życiu. To się nazywają przyjaciele – mimo braku tolerancji i sympatii do kogoś, chcąc sprawić radość bliskiej osobie tolerują jej wywody na temat zespołu a na koniec kupują bilet na ich koncert . No po prostu takich ludzi to ze świecą szukać !
- Oj no dobrze, dobrze. Przecież wiem niskim progu tolerancji u was, co nie tyczy się tylko muzyki, ale i chodzenia do klubu .  – Odpowiedziałam parskając śmiechem, kiedy przypomniałam sobie nasze ostatnie wyjście na imprezę.
- Kobieto nie przeginaj ! Na gazową też już nie pójdziemy ! – Jego głos brzmiał bardzo poważnie, jednak po chwili usłyszałam zbiorowy wybuch śmiechu. Widocznie znajdowali się tam ludzie, którzy znali mnie również z zamiłowania do tego miejsca.
- I tak wiem, że kłamiesz ! Dobra Misiaku, co jak co.. ale nie mam milionów na koncie – to będę kończyć bo w przeciwnym razie zostanę bankrutem.
- Dobra Lizuś, na razie i do zobaczenia wieczorem, tak ?
- Noo, przecież wam obiecałam ! – Odrzekłam, zakańczając rozmowę. Westchnęłam cicho. Ujmując między palce bilet podeszłam do biurka. Spojrzałam na datę występu i na kalendarz.CO DO CHOLERY ? KONCERT JEST ZA TYDZIEŃ ?!
Potrząsnęłam włosami, które na kilka sekund zagościły na mojej twarzy, jednak szybko odgarnęłam je na bok. W takim wypadku będę musiała zadzwonić do Grześka, jedynej osoby w gronie moich znajomych która również lubi ten zespół. 
Może ma coś z tym wspólnego fakt, że jest gejem ?

zachęcam was do komentowania :) nawet nie wiecie jak wiele radości i mocnego kopa w dupe daje chociaż jedna głupia notka, za którą chciałam podziękować Mercheweczce ;)

wtorek, 22 kwietnia 2014

Prolog

Kochająca rodzina, zadbany dom, cudowny chłopak, spełnione marzenia.. 
Brzmi jak przykład idealnego życia - takiego, które często dostrzegamy w amerykańskich filmach.
Niestety zazwyczaj jesteśmy bardzo daleko od tego wyobrażenia. Tak ja również, moje życie nie jest idealne, można wręcz powiedzieć że zakrawa o koszmar :
* Wymagający rodzice – przeżyję, ale jeśli mam być chodzącym ideałem i zrealizować ICH plany na przyszłość..to podziękuję, to zdecydowanie nie dla mnie.
* Wesoła atmosfera – kolejne złudzenie, wiele kłótni rodziców, kolejne rozmowy i chwilowy spokój
w czterech ścianach.. Ale po kilku dniach wszystko zaczyna się powtarzać.
I tak w kółko przez 18 lat. Brakuje tylko alkoholizmu.. Pewnie zapytacie się czy nie przesadzam ?
Zdecydowanie nie - bo ile można kłócić się o każdy najmniejszy drobiazg. To logiczne, że w każdym związku zdarzają się kryzysy... przecież nie każdy jest perfekcyjny ! Jednak ciągłe sprzeczki, trwające 24/h to jednak przesada. Nie uważacie ? Może najlepszą terapią byłby rozwód ?
* Rodzeństwo – tak mam. Brata i dwie siostry.. Co prawda z jedną nie mam kontaktu od dobrych kilku lat.  Wyprowadziła się z domu zaraz po osiągnięciu pełnoletniości. Dziwne ?
Nie dla mnie, po prostu przerosło ją to. Nie każdy potrafi zignorować awantury, które
po pewnym czasie zaczynają oddziaływać na psychikę człowieka .
*Plany na przyszłość – dobre pytanie .. ale chodzi o MOJE plany czy rodziców i ich niezaspokojone ambicje. Nie każdy jest nastawiony w życiu tylko na pieniądze i czysty zysk. Kiedyś chciałabym robić
coś co kocham.  Śpiewać ? – tak, ale tylko pod prysznicem, kiedy nikt nie słyszy. Wyjechać za granicę – idealny plan. Mieć święty spokój, nie słyszeć ciągłych pretensji, znaleźć przytulne mieszkanie, pracę.
 * Marzenia – całe miliony. Spełnione ? Niekoniecznie. Nie zawsze mamy to szczęście w życiu, że wszystko idzie po naszej myśli. O czym marzyłam … Było kilka rzeczy, które chciałam osiągnąć za wszelką cenę . Chcecie  wiedzieć ? Nie ma sprawy, powiem wam.. Chciałam:
Wyjechać – gdzieś daleko, najlepiej do Francji.
Iść na koncert One Direction – wiem.. zabawne. Pewnie myślicie o mnie teraz jak o jednej z tych niewyżytych dziewczyn, które piszczą i rzucają się na swoich idoli niczym na dobry kawałek mięsa..
Nic bardziej mylnego. Fakt faktem tworzą muzykę, którą uwielbiam, jednak dla mnie dalej są zwykłymi ludźmi. Po prostu poszczęściło się im w życiu. Mimo to całym sercem (do dziś dnia)  kibicuję chłopakom w dalszej karierze i wydawaniu kolejnych singli.
Znaleźć miłość – dość oklepane, ale jednak możliwe do zrealizowania

Nazywam się Elizabeth i opowiem wam moją historię. Historię dążenia do celu, osiągnięcia szczęścia w życiu i spełniania trzech najważniejszych marzeń, które wymieniłam wyżej.

Bohaterowie



Grzesiek
Elizabeth

Michał



Angelika
                                                  
                                                                     
One Direction
( Zayn, Harry, Liam, Luis, Niall )